kw.
28
Wspomnienia z I. Kongresu Trenerów FRIS® … czyli kilka słów wstępu od nowego Redaktora bloga FRIS®
Ostatni raz gdy odpowiedziałam twierdząco na perswazyjne, zadane z ogromnym przekonaniem pytanie zakończyło się to przeprowadzką do Moskwy. Pytanie brzmiało: „Ty mówisz po rosyjsku, prawda?” a osoba, która je zadała, zdawała się być o tym fakcie przekonana.Zasada, że „człowiek niby wie, że jest niewinny, ale pewności nigdy nie ma” rządzi się swoimi prawami. Twierdząca odpowiedź żyje w takich sytuacjach swoim życiem a refleksja z reguły przychodzi za późno. Okoliczność właśnie tego typu spotkała mnie gdy Ania Samborska – Owczarek (twórca FRIS) zadzwoniła zapytać czy poprowadzę warsztaty dla trenerów podczas kongresu. W zasadzie bliżej było tym słowom do informacji, że tak właśnie będzie, jakże mogłoby być inaczej. Już tak mam, że ufam ludziom i jeśli mówią o czymś z przekonaniem biorę to tak, jak jest, bez zwątpień i analiz. Czas na to przychodzi później. Pojawia się refleksja, że przecież nie mówię po rosyjsku albo tak, jak miesiąc temu, że właściwie jak to? Ja do trenerów?? Na kongresie??
Mediacje, ekspansja i służba więzienna
Każdy ma swoją strefę komfortu i jeśli ma z niej wyjść wie o tym i nie ma co do tego wątpliwości. Każdy ma też swoją strefę komfortu gdzie indziej, w miejscach gdzie inni tracą grunt pod nogami ty możesz czuć się jak u siebie w domu i odwrotnie. Ja na przykład czuję się komfortowo prowadząc mediacje między Rosjanami a Anglikami lub badając możliwości ekspansji biznesu w czterech krajach w trzy dni czy z innej beczki – na spotkaniu ze skazanymi bez służby więziennej. Każdy ma swoją, innym często nieznaną strefę komfortu. Okazało się, że mówienie do grupy trenerów, coachów i psychologów czyli aktualnie – do mojej grupy zawodowej jest dla mnie wyjściem ze strefy i to takim moździerzowego kalibru. Petarda.
Naprawdę nie wiedziałam
No więc kongres nabrał dla mnie bardzo osobistego znaczenia. Na szczęście radość spotkania uczestników i organizatorów tego zamieszania przebiła się przez dyskomfort poprzeczki do przeskoczenia. Pierwszy dzień w Concordii był niekończącym się festwialem radości i zaskoczenia. Okazuje się, że wśród trenerów FRIS są stali czytelnicy moich publikacji. Bez pudrowania i jakiejś udawanej skromności – naprawdę nie wiedziałam. Ich spontaniczne, radosne reakcje na to, że „ja to ja” były dla mnie po pierwsze zaskakujące i przemiłe a po drugie – i to trzeba powiedzieć tak, jak jest – nadające sens tej części mojej pracy. Już nie jestem w stanie zliczyć ile razy usłyszałam: „To ty? Tak bardzo chciałam Cię poznać”. Chyba nie ma milszych słów jakie można usłyszeć od zupełnie nieznajomej osoby lub takiej znanej tylko wirtualnie.
Networking free zone
Concordia była wypełniona czterema stylami myślenia choć w ogólnym szumie dziesiątek rozmów przebijały się tu i ówdzie głośniejsze, bardziej entuzjastyczne akcenty rozpędzonych intelektualnie Wizjonerów (to nie reguła ale – tak, najczęściej to ich słychać najbardziej ;). To, co mnie jako FRISowego Partnera bardzo ucieszyło to brak znamion networkingu. Główna sala i kuluary wypełnione były swobodnymi i niewymuszonymi rozmowami. Choć nie do końca bo jedną rozmowę musieliśmy odbyć wedle instrukcji i to z konkretnie wyznaczoną osobą. To niespodzianka jaką przygotował FRIS łącząc nas z nas w pary i trójki z poznawczymi bliźniakami. Wiedziałyśmy od razu z Dorotą, że czas, który mamy na tę zabawę nie wyczerpie potrzeby wniknięcia w eksplorację naszych podobieństw – osobom o naszym stylu myślenia potrzeba więcej przestrzeni konwersacyjnej, bez limitów najlepiej. Dla kontrastu na czas tego ćwiczenia dosiadłyśmy się do stołu, w którym para Zawodników przechodziła sprawnie przez kolejne pytania, na które mieliśmy sobie w naszych bliźniaczych parach odpowiedzieć. Przez chwilę zaniemówiłyśmy wsłuchując się w ich równe tempo i porządek obrad. Nie wiem czy udało nam się do końca odpowiedzieć choćby na jedno przygotowane przez FRIS pytanie. I bynajmniej nie było to dla żadnej z nas zaskoczeniem. Co ciekawe, drugiego dnia podczas warsztatów obserwowałam moją bliźniaczkę Dorotę i ze zdumieniem stwierdzałam, że jej wypowiedzi były bardzo zbieżne, z tym co sama powiedziałabym akurat w tych momentach. Intrygujące doświadczenie.
Kameralny open space
Najcieplej wspominam czas wolny przed wieczornym blokiem, kiedy w uformowanej zupełnie spontanicznie grupie osób zanurzyliśmy się w dwugodzinną rozmowę taką, jak Partnerzy lubią najbardziej – w głębiny tematów. Krążąc wokół pasji, talentów i sensu życia udało nam się w otwartej przestrzeni Concordii na chwilę spotkać kameralnie. Tematy nie były przypadkowe, to ja spontanicznie otwierałam już przestrzeń do tego, co chcę powiedzieć trenerom kolejnego dnia, podczas moich warsztatów.
Wymeldowanie ze strefy komfortu
Następnego dnia rano, kilka godzin po odtańczonej ostatniej choreografii w stylu Bollywood (za program kongresu odpowiedzialni są Wizjonerzy :), przyszedł czas na rozszerzanie strefy komfortu o kolejne kręgi. Moje wrażenia z kongresu jako prelegentki pozostaną ze mną na długo. Mówiąc najkrócej – warto było. I to wie każdy, kto ze strefy komfortu od czasu do czasu wychodzi – to są wyjątkowe doświadczenia. To też mi uświadomiło, że od kiedy opuściłam świat wielkiego biznesu, by być swoim szefem, zdążyłam się w strefie komfortu na stałe zameldować. Być może to taka reakcja na przywileje związane z byciem niezależnym. Jakakolwiek jest przyczyna takiego stanu rzeczy, cieszę się, że przypomniałam sobie o tym, że trzeba wchodzić w przestrzeń dyskomfortu i podejmować wyzwania. Jeśli w tym momencie sam nie możesz sobie przypomnieć kiedy ostatni raz stanąłeś przed zadaniem, które powodowało lekko oszałamiający stres, to najprawdopodobniej twoja poprzeczka wyzwań rdzewieje…
Na warsztatach mówiłam o zmianie życiowej, która towarzyszy poszukiwaniom własnej drogi, własnego głosu, pasji i tego co Japończycy nazywają Ikigai – powodu, dla którego wstajemy rano. Ten temat jest mi najbliższy i jego dotyczy większość sesji, które prowadzę. Podjęłam próbę odpowiedzi na pytanie jak styl myślenia wpływa na to, jak poznajemy siebie i jak radzimy sobie z podejmowaniem zmiany. Informacje zwrotne jakie dostałam od trenerów były warte każdego dyskomfortu. Bezcenny czas.
Liga mistrzów
Poranek w roli prelegenta minął szybko. Podobnie pozostała część dnia, gdy uczestniczyłam w warsztatch znakomitych trenerów. Marta Borkowska – Bierć, Inga Bielińska i Zofia Jakubczyńska, Monika Chutnik, Agnieszka Jarosz, Ela Krzyżaniak, Edyta Paul, Kamila Pępiak – Kowalska, Ela Stelmach, Katarzyna Walerjan w jednym miejscu. Takie nagromadzenie talentów zarówno wśród prelegentów jak i uczestników przyprawia naprawdę o zawrót głowy. Trenerzy FRIS to specjaliści od rozumienia różnorodności ludzkiego funkcjonowania. To wejście na poziom wyżej. Każdy kto zrozumie style myślenia wie, że najłatwiej porozumieć się z osobą patrzącą na świat poprzez tę samą perspektywę. Ale kto ten temat zrozumie bardzo dobrze, zaczyna czerpać z inności, przygląda się osobom, które funkcjonują po przeciwnych stronach poznawczych biegunów. Do tego wniosku też doszłam podczas kongresu. Wśród ludzi, którzy propagują wiedzę o tym, co wpływa na nasze zachowanie, jak różnie możemy się komunikować i że nie ma dobrych i złych stylów myślenia, nie ma miejsca na nieporozumienia, problemy we współpracy czy komunikacji. To jest w tym gronie bardzo odczuwalne.
Czysta przyjemność bytu
Rozmowy w miarę trwania kongresu nabierały coraz bardziej bliskiego charakteru. Mogę nie pamiętać wielu rozmów dokładnie ale zawsze zapadają mi w pamięć momenty, gdy milczę z kimś chwilę zupełnie swobodnie, gdy porozumienie odbywa się bez słów lub gdy krótka wymiana zdań zamienia się w odsłonięcie kawałka życia, o którym się nie mówi na otwartym forum. Można wypowiadać wiele słów ale rzeczywisty kontakt z drugim człowiekiem jest dużo bardziej wymagający, jeśli uda się go osiągnąć choćby na chwilę, takiego momentu już się nie zapomina.
Spotkanie FRISdays2017 miało dla mnie bardzo ważny osobisty wymiar. Przekraczając próg Concordii pierwszego dnia nie przypuszczałam, że zaleje mnie tak ogromna fala pozytywnych ocen i recenzji mojej pracy. Atmosfera całości też przerosła moje oczekiwania a natężenie kreatywności na metr kwadratowy na pewno przekroczyło wszelkie unijne normy. Wyraziste osobowości, tytuły naukowe, napisane książki, wspólnie tysiące przepracowanych godzin szkoleniowych i coachingowych, luz, otwartość i pasja, pasja, pasja. Czysta przyjemność bytu.
Ostatnie karty FRIS
Mój końcowy stan upojenia pozytywnością całego wydarzenia okazał się przedwczesnym finałem. FRIS miał jeszcze dla mnie ostatnią kartę w rękawie. Niespodziewana propozycja zajęcia zaszczytnej funkcji Redaktora FRISowego bloga stała się wisienką na moim emocjonalnym torcie :)
Więc jestem tu i tym przydługim wstępem witam Was na blogu.
To jest dla mnie taka praca, do której wstaje się rano z uśmiechem. Staram się podejmować już tylko takich zadań w życiu czego i Wam życzę. Do usłyszenia tutaj na blogowych stronach. Trzymajcie kciuki.